Refleksje wolontariuszki
Dostając prezent możemy się z niego cieszyć, bądź nie. Jeżeli podarunek nam się nie podoba możemy grzecznie podziękować ofiarodawcy a następnie wrzucić rzecz gdzieś w dawno zapomniany kąt. Z życiowymi „prezentami” nie możemy tak postąpić. Choroby nie zgnieciemy i nie wyrzucimy do kosza, natomiast śmierci nie oddamy, czy nie sprzedamy. Bóg na naszej drodze stawia krzyże, które przychodzi nam nieść. Jednak jedni mają krzyże cięższe, inni lżejsze. Tu nasuwa się pytanie jak pomóc osobom z tymi cięższymi krzyżami?
Nazywam się Magda R. i jestem uczennicą kl. II w Gimnazjum nr 2 w Olecku. Do hospicjum zaczęłam jeździć tuż po zapisaniu się do szkolnego kółka Caritas. Pamiętam jak dziś pierwszą wizytę. Strach sparaliżował mnie dogłębnie, a słowa uwięzły mi w gardle. Bałam się wszystkiego – a szczególnie rozmowy z tak chorymi ludźmi. Bałam się, że powiem coś nieodpowiedniego, przykrego lub pacjent mnie nie polubi. Stereotypy wciąż krążyły po mojej głowie.
Okazało się, że sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Powitali nas uśmiechnięci ludzie pełni życia. Po żadnym z nich nie było widać choroby. Wielka wola walki i determinacja doprowadziły tych ludzi na szczyt własnych granic. Tu za salą w głębi leżały starsze osoby właściwie niekontaktujące już ze światem. Ich oczy błądziły po białych ścianach i jasnych oknach, jednak ciało pozostawało w bezruchu. Coś ukuło mnie w serce postanowiłam zajrzeć w głąb sali. Zza drzwi wyłoniło się łóżko ze znajomym mi mężczyzną. Po chwili zastanowienia rozpoznałam go. To dawny przyjaciel rodziny. Kiedyś tęgi wysoki mężczyzna, teraz cień własnego siebie. Po policzku spłynęła łza. Dopiero teraz zauważyłam jak wątłe jest nasze życie. Jak szybko zmienia swój tor wydarzeń. Przemiana następowała we mnie stopniowo. Powoli zaczęłam rozumieć pewne rzeczy, a śmierć nie sprawiała takiego bólu jak kiedyś.
Kolejne wizyty w hospicjum napełniały mnie chęcią życia i pomocy drugiemu człowiekowi. Nie zawsze było kolorowo. Kilka razy byłam przy śmierci jakiegoś pacjenta. Każdą przeżywałam inaczej. Często widywałam ludzi pozbawionych chęci do życia i ludzi zmęczonych przez życie. Choroba zabierała ze sobą często resztki godności, szczęścia, uśmiechu a przede wszystkim wiary. Wchodząc do hospicjum spodziewamy się najgorszego. Ludzi często traktujemy z góry. Nie powinniśmy tak postępować. W głębi duszy to bardzo ciepłe i otwarte osoby. Można się od nich wiele nauczyć. Jedna z kobiet opowiadała jak bardzo kocha przyrodę i leżąc na łóżku ogląda to co dzieje się za oknem.
Zadziwiające jest to, że potrafiła określić, kiedy spadł pierwszy kolorowy liść z drzewa z naprzeciwka. Na co dzień nie zwracamy uwagi na szczegóły, które są przecież tak ważne. Przechodząc obok sąsiadki często nawet nie powiemy dzień dobry, bo braknie nam czasu. Najbardziej zapamiętałam naszą wycieczkę rowerową do hospicjum. W planie mieliśmy ognisko i śpiewanie piosenek dla chorych. Początkowo chodziliśmy „po salach”. Do każdej z osobna. Później, gdy pojechaliśmy na piętro wyżej zaczęliśmy grać w świetlicy. Melodia rozniosła się po całym piętrze i szybko do sali zaczęli schodzić się zainteresowani ludzie. W końcu do sali wszedł młody chłopak. Podpierał się „wózeczkiem”. Na jego twarzy nie było widać uśmiechu. Podobnie jak i na pozostałych twarz. Z naszych ust popłynęły słowa między innymi „Szła dzieweczka do laseczka”, czy „ Czarne oczy”. Biesiadne melodie wprawiły pacjentów w swojego rodzaju trans. Jedni przyłączali się do śpiewu, inni płakali, jednak najpiękniejszy był uśmiech na ich twarzach. Na skamieniałej twarzy schorowanego chłopaka również pojawił się uśmiech. To chyba był przełomowy moment w moim życiu.
Zrozumiałam, że tak mało jest człowiekowi potrzebne do szczęścia. Żaden prezent nie dał mi tyle szczęścia jak ten jeden uśmiech. To jak dostać najpiękniejszy kwiat, lecz taki mały i tak niezauważalny dla ludzkiego oka, że dający wrażenie niepotrzebnego.
Życie jest zbyt ulotne by analizować je pod względem materialnym, by szufladkować ludzi, by przejmować się błahostkami świata codziennego. Coraz mniej zwracamy uwagę na rzeczy bardzo ważne. Praca, szkoła, wydumane ambicje, żądza pieniądza przysłaniają nam podstawowe wartości takie jak: przyjaźń, miłość, rodzina. Co daje mi wyjazd do hospicjum? Daje mi piękny prezent – chwilę szczęścia tych ludzi. To wypełnia po brzegi każdego człowieka. Śmierć to nieodzowna część każdego z nas. Całe swoje życie tracimy kogoś. Wciąż dążymy do czegoś. Ja wciąż szukałam spełnienia, mimo wszystko zawsze było mi tego brak.
Ukojenie znalazłam dopiero w dawaniu innym szczęścia, tego małego uśmiechu. Może to jest właśnie tajemnicą ludzkiego szczęścia?
Ktoś mądry kiedyś napisał:
”Bo szczęśliwy jest ten, kto swoje życie poświęci dla szczęścia drugiej osoby...”
Magda R.
|